Drodzy miłośnicy kotów witajcie w 2015 roku:)
Pierwszy post w tym roku jest kontynuacją wątku żywieniowego. Niedawno w "Gazecie Wyborczej" ukazał się artykuł "Twój kot nie kupowałby w sklepie". Warto aby właściciele kotów go przeczytali.
Rynek zwierzęcych karm to łakomy kąsek dla producentów. Jest o co się bić. Pieniądze kuszą i chęć zysku przeważa nad etyką i uczciwością.
Niestety Galina nigdy nie chciała jeść mięsa. Zostają więc nam tylko gotowe karmy. Coraz bardzie dojrzewam do "pożegnania się" z Royal Canin. W mokrych karmach (takie jedzą moje koty) dotychczas nie sprawdzałam zawartości zbóż, kierowałam się tylko procentową ilością mięsa. Zaczynam się przyglądać karmą bez zawartości zbóż, konserwantów, barwników, aromatów. W tym tygodniu testowaliśmy nową karmę GREENWOODS.
Niestety Galina nigdy nie chciała jeść mięsa. Zostają więc nam tylko gotowe karmy. Coraz bardzie dojrzewam do "pożegnania się" z Royal Canin. W mokrych karmach (takie jedzą moje koty) dotychczas nie sprawdzałam zawartości zbóż, kierowałam się tylko procentową ilością mięsa. Zaczynam się przyglądać karmą bez zawartości zbóż, konserwantów, barwników, aromatów. W tym tygodniu testowaliśmy nową karmę GREENWOODS.
Przed świętami kupiłam ją po raz pierwszy, była w promocji. Kosztuje 19,80 złotych (sześć puszeczek po 70 gram), cena promocyjna to 16,40 złotych czyli 2,72 złotych za puszkę. Tuńczyka oba futra lubią.
Co obiecuje producent:
- 75 % świeżego tuńczyka , który dostarcza Twojemu kotu wartościowe białka
- Naturalne i wyselekcjonowane składniki starannie ugotowane w sosie własnym: wszystkie witaminy i substancje odżywcze zostały zachowane, a karma odznacza się wyjątkową przyswajalnością
- Odpowiednia dla wrażliwych kotów: odpowiednia ilość doskonale przyswajalnych składników
- Bez sztucznych konserwantów, aromatów, barwników
Karma naprawdę dobrze wygląda i bardzo ładnie pachnie.
Timek zjadł, chociaż bez fajerwerków. Galinie baaardzo smakowała. Na pewno kupię ponownie, zwłaszcza przy okazji promocji.
Czas więc na żywieniowe zmiany!.
Zapraszam do lektury artykułu.
TWÓJ KOT NIE KUPOWAŁBY W SKLEPIE
"Karma z
kurczakiem" zawiera 4 proc. ptaka zmielonego łącznie z piórami i pazurami.
Co kryje się w pozostałych 96 proc.? Zmiotki z młyna - ale może być i kożuch ze
ścieków w rzeźni.
- Jaką karmę wybrać? - pytam.
- To najczęściej stawiane mi pytanie - odpowiada Małgorzata Olejnik, doradca
żywieniowy. Od lat prowadzi sklep z karmami we Wrocławiu i hodowlę psów.
Opowiada, że na polskim rynku jest 300 rodzajów karm.
Bajka o czterech procentach
Producenci muszą podać na opakowaniu skład. Sęk w tym, że informacją tą można
manipulować. Od rzeźnika do kulek w worku długa droga. Składniki są odwadniane,
rozdrabniane, mieszane i przerabiane na mączki, dzięki czemu można uformować
kuleczki czy trójkąty. Na samym końcu ziarenka są natłuszczane i nasączane
aromatami. Dlatego trzeba uważać, gdy listę składników otwiera "świeże
mięso". Klienci są zachwyceni, bo kto by nie chciał karmić kota czy psa
indykiem czy jagnięciną? Zgadza się. Wagowo tego składnika przy produkcji użyto
najwięcej. Ale po obróbce "świeżego mięsa" zostaje 25 proc.
Inne niuanse? Olejnik zwraca uwagę, że "mączka z mięsa kurczaka" a
"mączka z kurczaka" to dwa różne światy. Pierwsza pochodzi z
przemiału ptasiego mięsa, druga - ze zmielenia kurczaków łącznie z piórami i
pazurami. To, choć brzmi strasznie, dla zwierząt jest akceptowalne. Pióra i
pazury to też źródło białka pochodzenia zwierzęcego. - Problem w tym, że białko
pochodzące z mięśni prążkowanych, czyli tego, co generalnie nazywamy mięsem,
przyswajane jest przez psy i koty w mniej więcej 90 proc. Białko z piór i
pazurów - w 30 proc. - tłumaczy Olejnik.
Dr hab. Michał Jank z Zakładu Dietetyki Wydziału Medycyny Weterynaryjnej SGGW
przygotował dla portalu Psy.pl "Słownik karm". I tak na przykład
informacja o "bogatej zawartości wołowiny" oznacza, że w karmie
powinno być jej minimum 10 proc. "Z wołowiną" oznacza minimum 4 proc.
zawartości wołowiny w suchej masie "O smaku wołowiny" - poniżej 4
proc.
"Bajka o czterech procentach" to jedna z ulubionych Agnieszki Dajki,
ekonomistki mieszkającej w Niemczech. Dajka zajmuje się szerzeniem wiedzy o
metodzie BARF, czyli karmieniu "biologicznie odpowiednim surowym
pożywieniem", które zdobywa coraz więcej zwolenników wśród psiarzy i
kociarzy. Agnieszka tropi też wpadki producentów.
- Na wielu karmach, przede wszystkim mokrych, spotykamy taki napis: "Mięso
i produkty uboczne, minimum 4 proc. kurczaka". Taki zapis oznacza, że z
całego mięsa i produktów ubocznych, czyli odpadów razem wziętych, jedynie 4
proc. stanowi kurczak, a dokładniej - produkty pochodzące z kurczaka. To daje
śladowe ilości mięsa, jednak pozwala producentom na zamieszczenie napisu
"karma z kurczakiem".
Dlaczego kot nie je zboża?
Co jest w pozostałych 96 proc. masy? Zboża, groch, fasola, ciecierzyca - zamieciny
z młyna. Produkty roślinne są nieuniknione, bo tylko gluten i cukry pozwalają
formować psie i kocie ciasteczka. Psom to nie przeszkadza. Można o nich
powiedzieć, że są nawet trochę wege. Za to koty już nie.
Dlaczego? Bo pies towarzyszy człowiekowi od setek tysięcy lat i od zawsze
podjadał resztki z pańskiego stołu, którymi często były rośliny. - Udomowił się
także pod względem pokarmowym i nabył zdolność trawienia pokarmów pochodzenia
roślinnego - tłumaczy Michał Jank.
Koty towarzyszą nam krócej - dlatego pozostały mięsożercami, a do życia
potrzeba im kilku składników, które nie występują w roślinach - m.in. tauryny,
czyli aminokwasu, którego źródłem są drobne gryzonie. U kotów pozbawionych
tauryny dochodzi do poważnych chorób serca i uszkodzenia mózgu.
- Koty są w stanie strawić białko pochodzenia roślinnego, ale nie są w stanie
przerobić go na potrzebną do życia glukozę - mówi Jank.
Resztki z pańskiej rzeźni
Producenci, chcąc ukryć skład roślinny, rozbijają go na kilka podproduktów.
Zamiast pisać o dużej procentowej zawartości kukurydzy, wymieniają w składzie
kukurydzę, mączkę kukurydzianą, mielone ziarna kukurydzy i kukurydzę gotowaną.
Albo soja. Pełno jej w karmach pod różnymi postaciami, najczęściej w
"mięsnych kawałkach", które tworzone są z soi i wody ze śladową
ilością mięsa.
A co ze "skrobiowymi kosteczkami", przysmakiem dla psów, który
zawiera "skrobię z dodatkiem produktu pochodzenia zwierzęcego"?
Autor przetłumaczonej niedawno na polski "Czarnej księgi karmy dla
zwierząt", dr Hans Ulrich-Grimm, przekonuje, że w takim
"produkcie" może się znaleźć wszystko, nawet kożuch ze ścieków po
produkcji mięsa dla ludzi.
- Surowce wykorzystywane do produkcji karm pozwalają na zagospodarowanie tego,
co w innych sytuacjach trzeba by było zutylizować. Taki sposób żywienia jest
powszechnie znany z przeszłości, kiedy standardem było podawanie zwierzętom
tzw. resztek ze stołu - uspokaja Jank. - Karmy nie zabijają. Wszystkie dostępne
na rynku są zgodne z obowiązującymi normami żywienia, tyle że bardzo się między
sobą różnią. Różnica jest taka, jak między małym fiatem a mercedesem -
przemieszczać możemy się i tym, i tym.
Lepsze to niż kasza
Rynek karm w Polsce sięga 2 mld zł rocznie. Producenci mają więc o co się bić.
I próbują różnych metod.
Olejnik: - Na własne oczy widzę, jak to działa. Za promowanie konkretnej karmy
nie dostaje się już kalendarza czy długopisu, ale sprzęt do wyposażenia
lecznicy albo komplet porządnych mebli ogrodowych. Na studiach weterynaryjnych
zajęć z dietetyki i zasad żywienia jest niewiele. Studenci mogą się dokształcić
na kursach organizowanych przez największych graczy - koncerny Mars i Nestlé.
Dla nich to doskonała okazja, by przeciągnąć przyszłych lekarzy i hodowców na
swoją stronę.
Jank: - Tam, gdzie jest konkurencja i możliwość zarobienia dużych pieniędzy, są
także chęci pójścia na skróty. W produkcji karm dla zwierząt zdarzają się
różnego rodzaju afery, tak samo jak w przypadku produkcji żywności dla ludzi.
Ale przecież nie można tego przekładać na całą branżę. Każda kaloria z suchej
karmy jest średnio trzy razy tańsza niż ze świeżego mięsa. Czy właściciele psów
i kotów byliby w stanie zapłacić od jutra trzy razy więcej za jedzenie dla
swoich podopiecznych?
Dajka: - Nie jestem przeciwniczką przemysłowych karm z definicji. Do gabinetów
weterynaryjnych trafiają też zwierzaki żywione "naturalnie", ale
koszmarnie. Ludzie podają im na przykład suchy chleb albo kaszę z kośćmi. Nawet
najgorsza gotowa karma będzie lepiej zbilansowana niż kasza.
Link do artykułu
http://m.wyborcza.pl/wyborcza/1,130330,17192819,Twoj_kot_nie_kupowalby_w_sklepie.html
O karmach pisałam już wcześniej
http://niebiesciuchy.blogspot.com/2011/11/chciaam-porozpieszczac-moje-koty-bo-kto.html
http://m.wyborcza.pl/wyborcza/1,130330,17192819,Twoj_kot_nie_kupowalby_w_sklepie.html
O karmach pisałam już wcześniej
http://niebiesciuchy.blogspot.com/2011/11/chciaam-porozpieszczac-moje-koty-bo-kto.html
polecam karmę naturest :)
OdpowiedzUsuńjeśli chodzi o karmę mokrą dla kota zdecydowanie polecam karmy naturest :) naprawdę warto wypróbować :)
OdpowiedzUsuńMój kot kupowałby w sklepie karmy naturest ;p zajada się nimi
OdpowiedzUsuńOooj moje przygody z karmą dla mojej Pusi były baaardzo duże ;) jednak od niedawna kupuję karmy mokre naturest i wszystko się unormowało a kotka z przyjemnością je je :)
OdpowiedzUsuń