piątek, 8 lipca 2011

KOT W LITERATURZE

W słowach „świat jest pełen kociarzy” nie ma przesady, bo miłośników kotów są w Polsce miliony. Podobno koty już dawno opanowały polskie i europejskie domy wypierając z nich psy. Zawładneły także literaturą i poezją. Kto nie zna  Deweya, najsławniejszego kota na świecie? Zawsze, kiedy wracam do tej książki, mam w zasięgu ręki spore pudełko chusteczek. Kiedy zalewam się łzami,  przybiega zaniepokojony Timur, sprawdzając czy może w czymś pomóc.



Niesamowitą historię rudego kota Deweya, którego w mroźny ranek w metalowej skrzyni na książki odnalazła i przygarnęła Vicki Myron, pokochało tysiące czytelników na całym świecie. Dzięki, tej bardzo osobistej historii, wielu zmęczonych trudnym losem ludzi  zrozumiało, że choć ich życie często jest ciężkie i dramatyczne, to nigdy nie powinni tracić optymizmu i nadziei na lepsze jutro. Wystarczy tylko uważnie wsłuchać się w kocie mruczenie, zanurzyć rękę w mięciutkiej sierści i zrozumieć, że obok nas znajduje się bezcenny skarb. "Dziewięć wcieleń kota Deweya" to nowe opowieści o niezwykłym kocie oraz jego kocich przyjaciołach, którzy odmienili życie swoich właścicieli.
Dzięki tej książce każdy z nas może odkryć  Deweya także w swoim kocie!




Cudowną historią o ludzko-kociej przyjaźni, która poruszy wasze serca jest  "Odyseja kota imieniem Homer". To kolejna niesamowicie ciepła książka będąca  prawdziwą historią ślepego kota Homera i Gwen Cooper, którą nauczył miłości. Opowieść, która przekona i zmieni nawet najbardziej zgorzkniałych smutasów.

Do moich ulubionych należy "List Toni do Kota", który  został zamieszczony w epilogu książki Hubertusa von Schonebecka "Kocham siebie takim, jakim jestem" (OW IMPULS , Kraków 1994). Jest dla mnie nie tylko kwintesencją kociej natury ale przede wszystkim asertywnej mądrości. Zawsze wykorzystuję go kiedy prowadzę szkolenia z asertywności. Skuteczniej niż najlepsza definicja tłumaczy uczestnikom czym jest asertywność.

Codziennie obserwuję istotę, którą uważam dla siebie za wzór – mojego kota.
Uczę się od niego (choć on o tym nie wie i wcale nie chce mnie pouczać – to ważna różnica!) i stwierdzam ku mojej wielkiej radości, że już bardziej jestem kotem niż kiedyś.
Mój nauczyciel leży teraz rozluźniony, zwinięty w kłębek w bujanym fotelu i nie dba wcale o to, ile dla mnie znaczy.
 Chciałabym być jeszcze bardziej podobna do ciebie:
Ja też nie chcę już analizować i wyjaśniać, lecz po prostu być: jak ty, kiedy wygrzewasz się w słońcu, nie wiedząc nic o prognozie pogody.
Ja też chciałabym z poczuciem bezpieczeństwa zbliżać się do ludzi i móc odchodzić od nich, kiedy nie są dla mnie dobrzy: jak ty, kiedy bez wahania unikasz, faworyzujesz, kochasz, opuszczasz.
Ja też chciałabym potrafić zdobywać sobie czułość i miłość, kiedy ich potrzebuję: jak ty, kiedy delikatnie wskakujesz na moje kolana.
Ja też chciałabym potrafić dyskretnie i nie narzucając „dobrych rad” pocieszać: jak ty, kiedy po prostu przychodzisz do mnie i słuchasz, bo widzisz, że jestem smutna.
Ja też chciałabym potrafić unikać narzucanej mi „miłości” i zbyt wielu roszczeń kierowanych do mnie: jak ty, kiedy spokojnie wstajesz i odchodzisz, jeśli obdarzam cię pieszczotami w nadmiarze.
Ja też chciałabym móc bez poczucia winy wyróżniać i „niesprawiedliwie” dzielić swoje względy: jak ty nocą, kiedy B. wraca do domu, wstajesz z mojego łóżka i idziesz do jej pokoju – nie zastanawiając się, czy nie sprawia mi to przykrości.
Ja też chciałabym móc zawsze przede wszystkim troszczyć się o siebie i siebie uważać za najważniejszą: jak ty, który stale robisz coś tylko dla siebie – i wspaniale jest, kiedy nasze życzenia się zgadzają.
Ja też chciałabym ufać mojej sile i być pewną swoich możliwości: jak ty, który zawsze dobrze oceniasz swój skok i dokładnie wiesz, co jest dla ciebie zbyt niebezpieczne, czego nie osiągniesz.
Ja też chciałabym być uważna i ostrożna, stąpać swoją drogą, niczego nie niszcząc: jak, ty, kiedy spacerujesz po moim pełnym parapecie niczego nie przewracając.
Ja też chciałabym być pełna wdzięku, silna, harmonijna i piękna: jak ty, który nie zastanawiasz się, czy na pewno jesteś bardziej uroczy, piękny...; jak ty, który nie napinasz się, ponieważ na nic nie naciskasz.
Ja też chciałabym radzić sobie przy pomocy mniejszej ilości słów: jak ty, kiedy ufasz temu, że wystarczająco cię lubię, aby zrozumieć cię również bez słów: jak ty, kiedy robisz to, co chcesz, nie pytając o pozwolenie ani nie usprawiedliwiając się.
Ja też chciałabym potrafić głośno domagać się tego, co uważam za swoje prawo: jak ty, kiedy rano domagasz się swojego śniadania.
Ja też chciałabym potrafić głośno się skarżyć, zamiast przyjmować wszystko z westchnieniem: jak ty, kiedy zbyt brudna jest dla ciebie twoja podstawka z piaskiem.
Ja też chciałabym tak po prostu móc kłaść się do łóżek innych ludzi i nie wątpić o mojej wartości, kiedy mnie tam nie chcą: jak ty.
Ja też chciałabym być ciekawa i odważać się na wszystko: jak ty, dla którego nie ma miejsc zbyt ciemnych i zbyt niesamowitych.
Ja też chciałabym w moim otoczeniu odkrywać wciąż nowe zjawiska, ludzi, okazje do radości, partnerów do pieszczot, podniecające sprawy do zbadania i zabawy: jak ty, który nigdy się nie nudzisz.
Ja też chciałabym móc bez ograniczeń oddać się rozkoszy, kiedy dana mi jest miłość: jak ty, który nigdy nie liczysz, ile pieszczot jesteś mi winien, nigdy nie zastanawiasz się czy jutro również będę cię pieścić i jak mógłbyś zdobyć tego gwarancję, co powinieneś w tym celu zrobić i kogo jeszcze oprócz ciebie pieszczę...
Ja też chciałabym pozwolić sobie być próżną i godzinami zajmować się sobą: jak ty, który tak dokładnie i z przyjemnością myjesz się dla siebie.
Ja też chciałabym żyć w zgodzie ze wszystkimi moimi cechami i żadnej się nie wypierać: jak ty, który nigdy nie pytasz sam siebie, czy polowanie na myszy jest moralne; który nie posądzasz się o schizofrenię tylko dlatego, że równocześnie jesteś i delikatny, i okrutny.
Ja też chciałabym trzymać się z dala od obcych spraw i nie zastanawiać się, co jest dla nich dobre: jak ty, który nie zabraniasz mi palenia papierosów czy picia Coca-Coli.
Ja też chciałabym być bezpieczna, nie poddawać się manipulacji ani wychowaniu: jak ty, który chodzisz tylko swoimi drogami, tylko siebie słuchasz, tylko do siebie należysz.
Ja też chciałabym nie pytać innych, co zrobić: jak ty, który nigdy nie wpadłbyś na pomysł, aby zapytać innego kota, co powinieneś robić.
Ja też chciałabym już więcej nie szukać, lecz po prostu żyć: jak ty, który bezczelnie kładziesz się na mojej książce i zakrywasz druk, w którym być może ukrywało się moje zaklęcie i pokazujesz mi: Tu jest życie, teraz!


Rozmawiając o kociej literaturze nie można nie wspomnieć o słynnym wierszu Wiesławy Szymborskiej "Kot w pustym mieszkaniu". Wierszu  pełnym kociej miłości do człowieka, partnerskiej realacji i futrzanej wierności.


Umrzeć - tego się nie robi kotu.
Bo co ma począć kot
w pustym mieszkaniu.
Wdrapywać się na ściany.
Ocierać między meblami.
Nic niby tu nie zmienione,
a jednak pozamieniane.
Niby nie przesunięte,
a jednak porozsuwane.
I wieczorami lampa już nie świeci.

Słychać kroki na schodach,
ale to nie te.
Ręka, co kładzie rybę na talerzyk,
także nie ta, co kładła.

Coś sie tu nie zaczyna
w swojej zwykłej porze.
Coś się tu nie odbywa
jak powinno.
Ktoś tutaj był i był,
a potem nagle zniknął
i uporczywie go nie ma.

Do wszystkich szaf sie zajrzało.
Przez półki przebiegło.
Wcisnęło się pod dywan i sprawdziło.
Nawet złamało zakaz
i rozrzuciło papiery.
Co więcej jest do zrobienia.
Spać i czekać.

Niech no on tylko wróci,
niech no się pokaże.
Już on się dowie,
że tak z kotem nie można.
Będzie się szło w jego stronę
jakby się wcale nie chciało,
pomalutku,
na bardzo obrażonych łapach.
O żadnych skoków pisków na początek
.

Czytelnicy miesięcznika  "Kocie sprawy" (do których się zaliczam) pokochali wiersze nawiększego kociarza wśród muzyków - Franciszka Klimka. Wielkiego znawcy kotów i kocich zwyczajów.
Oto moje ulubione jego wiersze:

Powiem najkrócej w czym rzeczy istota,
bo może ktoś na to czeka:
Nie chodzi o to,
by człowiek miał kota,
tylko,
by kot miał człowieka.


Czego potrzeba kotu

Kotu potrzeba niewiele:
Pogłaskać go tylko w niedzielę,
w poniedziałek, wtorek i w środę
leciutko podrapać go w brodę,
w czwartek, w piątek i w sobotę
pobawić się trochę z kotem
i w niedzielę – znów niewiele.

A jeśli ci się uda
pokochać go troszeczkę
i tym co mu smakuje
napełnisz mu miseczkę
i mocno postanowisz
nie oddać go nikomu
i zgodzisz się by czasem
porządził trochę w domu,

to zauważysz potem
(to zresztą przyjdzie z wiekiem),
że będąc bliżej z kotem,
jesteś bardziej człowiekiem.


Kot na stole

Ileż to było oburzenia,
słów, które tu przemilczeć wolę
i - trochę racji bez wątpienia :
„ - Jak to tak można ! Kot na stole ?!”

Patrząc z oddali, to faktycznie
tak postępować nie wypada :
po pierwsze, to niehigienicznie,
bowiem na stole człowiek jada,

po drugie – nawet gdy nie jada
bo stół przez kota jest zajęty,
to gość przed ludźmi nas obgada
tak, że nam wszystkim pójdzie w pięty.

Ciotka uznała, że najprościej
powiedzieć tym udomowionym,
że kiedy się zjawiają goście,
kotom na stoły wstęp wzbroniony.

Łatwo tak radzić cioci z Gdańska,
problem nie w treści, tylko w mowie,
bo jeśli kotka jest birmańska
kto po birmańsku jej to powie



On wróci
O kocie, który odszedł na zawsze

Zapłacz kiedy odejdzie,
jeśli Cię serce zaboli,
że to o wiele za wcześnie
choć może i z Bożej woli.

Zapłacz bo dla płaczących
Niebo bywa łaskawsze
lecz niech uwierzą wierzący,
że on nie odszedł na zawsze.

Zapłacz kiedy odejdzie,
uroń łzę jedną i drugą,
i – przestań
nim słońce wzejdzie,
bo on nie odszedł na długo.

Potem rozglądnij się wkoło
ale nie w górę; patrz nisko
i – może wystarczy zawołać,
on może być już tu blisko...

A jeśli ktoś mi zarzuci,
że świat widzę w krzywym lusterku,
to ja powtórzę:
on w r ó c i...
Choć może w innym futerku.





1 komentarz:

  1. Z Deweyem oczywiście się znamy, ale Homera niestety jeszcze nie poznałam... Trzeba to szybko nadrobić! Frakcja łaciatych pozdrawia niebieskich! :-)

    OdpowiedzUsuń